Ads 468x60px

czwartek, 30 sierpnia 2012

Różności około-montanarskie

Po dłuższej nieobecności powracamy w blasku i chwale. Brak wpisów spowodowany był tym, że nic spektakularnego się u nas nie działo… (praca, praca i jeszcze raz siesta ;-) ). Wciąż jednak o Was pamiętamy drodzy czytelnicy, więc dziś kilka ogólno-montanarskich kwestii.

Po pierwsze przemyślenie z ostatnich kilku godzin. Życie na Monte bez samochodu to ciężkie życie… Po zobaczeniu miejsc, do których bez większych kombinacji można dojechać autobusami (a nie ma ich zbyt wiele:P), pozostaje liczyć na miłosierdzie zmotoryzowanych (i swój urok osobisty oczywiście). Dojazd na przykład na plażę po 10 sierpnia graniczy z cudem…

Czwartkowy dzień wolny chciałyśmy wykorzystać w sposób aktywny (czyli inny niż przeleżany w hotelowym łóżku). Postanowiłyśmy dotrzeć do Foresty Umbry. Na dobrych chęciach niestety się skończyło. Po ponad godzinnym marszu co prawda zeszłyśmy z góry, jednak do punktu docelowego okazało się, że jest jeszcze jedyne (!!!) 24 kilometry ;-). Niestety musiałyśmy więc skapitulować i zadowolić się widokami, którymi uraczyła nas przyroda na przebytej trasie. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło (jak mawiają starzy górale). Opalenizna na Rudolfa jest, łydy już prawie jak Korzeniowski, więc wszystko w porządku.

Poniżej kilka zdjęć z ponownej wizyty w San Giovanni Rotondo, San Marco (kolejne wyśmienicie skomunikowane miejsce z zabytkiem nie do zobaczenia…) oraz innych, dokumentujących kilka ostatnich dni.

Buziaki dla wszystkich :-)
Reni

Ostatnie dni były dla nas bardzo pracowite. Całe dnie spędzałyśmy na pracy w Grocie, hotelu oraz pomocy panu kucharzowi w kuchni. Nasze zmagania umilałyśmy sobie hitami takimi jak: Zbigniew Wodecki- Pszczółka Maja, Weekend – Ona tańczy dla mnie oraz Justin Bieber – Baby : )

Dzisiejszy dzień zapowiadał się wspaniale. Miałyśmy mieć wolne więc postanowiłyśmy wybrać się do Foresty Umbry i obalić mit, że Bambi umarł! Droga okazała się długa i wyboista. Po zejściu z montanarskiego wzgórza (zarzekałyśmy się, że nigdy z własnej woli nie będziemy z niego pieszo schodzić), stwierdziłyśmy, że 24 kilometry to jednak trochę za daleko i Bambi musi poczekać. 

Oczywiście wszyscy mężczyźni w samochodach patrzyli na nas aczkolwiek żaden nie kwapił się do pomocy. Jako, że kobiety pracujące jesteśmy i zniewolić się nie damy powolnym krokiem udałyśmy się na górę. 

Jeśli mogę to jeszcze chciałabym napisać, że w ostatnim czasie poznałyśmy tutaj genialnych ludzi. Poza tym Reni robi mi tutaj genialną kawę i jestem z Niej bardzo dumna !  : ) 

Jutro czas na podbój kuchni przez Re a ja pewnie będę w Sanktuarium z tysiącem włoskich turystów. 

Pozdrawiam z ciepłego Monte
Mo


























piątek, 17 sierpnia 2012

Nasze Monte

Minął już miesiąc od naszego przyjazdu do Monte Sant Angelo. Nie ma tu zaskakujących atrakcji, brakuje spektakularnych miejsc spotkań. Jest to zwykłe, spokojne miasteczko, które jednak ma spore szanse, by stać się Naszym miejscem na ziemi.

Po miesiącu pobytu w Monte nadszedł czas, by wreszcie pokazać Wam to miejsce w nasz jedyny, subiektywny sposób. Dawkowałyśmy sobie przyjemność poznawania tego miasteczka. Poza samym sanktuarium największymi atrakcjami tego miejsca są urokliwe uliczki starego miasta, ruiny zamku, a także urocza panorama widokowa, z której można wpatrywać się w urokliwe góry, a także napawać wzrok morzem.

Najstarsza część miasta to wąskie uliczki i białe niskie domki, na których dachach znajdują się kamienie (podobno mają na celu utrzymanie dachówek, w czasie silnych wiatrów, ale któż to wie na pewno?). W domkach żyją zwyczajni Montanarzy. Toczą normalne, spokojne życie. Widać wywieszone pranie, czuć zapach gotowanego obiadu. Wszystko toczy się w wolnym i leniwym tempie.

Życie tutaj zaczyna się po 21. Wówczas WSZYSCY wychodzą bez celu na ulice, gdzie stając na środku toczą niekończące się rozmowy. Gwar trwa do późnej nocy. Choć nie ma tu takich młodzieżowych atrakcji jak kluby czy dyskoteki można napawać się atmosferą małych, rodzinnych pizzerii, trattorii czy restauracyjek. Dla fanów sportu w mieście znajduje się również boisko piłkarskie (nie sprawdzałyśmy jeszcze jak działa ;-)).

Jeśli chcecie poznać atmosferę południa Włoch, poczuć jak tutaj się żyje i zaznać relaksu to jest to miejsce dla was. Bez fajerwerków (choć w sumie źle powiedziane, bo pokazy pirotechniczne odbywają się one z każdej okazji i bez okazji też), ale prawdziwie i nie pod turystów można poczuć się częścią tego miasta. Oczywiście, im dłużej się tu jest, tym więcej się odkrywa.

Z coraz cieplejszego Monte moc uścisków
Reni
















W Monte jesteśmy już ponad miesiąc, a to miejsce przynajmniej mnie zaskakuje coraz bardziej. Oczywiście większość naszej pracy odbywa się w Sanktuarium i hotelu, ale nigdy nie brakuje nam czasu żeby wieczorem wyjść na miasto i poczuć atmosferę panującą w Monte Sant Angelo.

Kroki każdego pielgrzyma, który przybywa do Monte kierowane są do Sanktuarium świętego Michała Archanioła. Sanktuarium jest ogromne. Głównym punktem jest oczywiście grota objawień gdzie codziennie modlą się setki ludzi z całego świata. W Sanktuarium największą grupą odwiedzającą są Włosi, którzy cytując klasyka (czyli mnie w roli głównej): ‘’w sanktuarium dotykają wszystkiego, co się rusza”. Włoska Msza nie przypomina w żadnym aspekcie naszej-polskiej. Włosi na Mszy mają tendencję do robienia zdjęć, głośnych rozmów, śpiewania na swoją melodię, podpisywania się na ścianach itd. 

To co warto jeszcze zobaczyć to oczywiście starożytna część miasta Junno, zamek, taras widokowy.
Chciałabym jeszcze przez chwilkę podzielić się z Wami spostrzeżeniami na temat mieszkańców tego miasta. Życie zaczyna się po 21. Wszyscy mieszkańcy nie zależnie od wieku wychodzą na główną ulicę i bardzo spokojnym krokiem spacerują wśród otaczających ich tłumów. Normalne jest również to, gdy spotykając znajomego stają na samym środku ulicy i kompletnie nie czują problemu, że inni przechodnie muszą ich omijać praktycznie wchodząc na ściany domów, ponieważ zabudowa w Monte jest dość wąska. 

Tym co najbardziej podoba mi się u Włochów jest to, że na ich twarzach ciężko zobaczyć jest zmęczenie i niezadowolenie z życia. Nie wiem, czy wynika to ze siesty (od Re: która jest cudownym wynalazkiem;-)) czy też po prostu z wolniejszego stylu życia. Tutaj nikt się nie śpieszy, każdy ma czas dla rodziny i  przyjaciół.
Normą jest oczywiście zaczepianie kobiet na ulicy. Niestety minusem jest to, że średnia wieku mężczyzn wynosi jakieś 65 lat więc jeśli ktoś poszukuje starszego pana do towarzystwa to koniecznie powinien wybrać się do Monte : ) 

Reni napisała o boisku sportowym. Dzisiaj udało nam się je w końcu przetestować. Przyczyną mojego zwiększonego zainteresowania piłką nożną jest oczywiście start angielskiej Premier League, ale oprócz tego fakt, że w Monte w ostatnich dniach pojawiła się ‘’zawodowa” drużyna piłkarska… z Serie C2.  Można powiedzieć, że sprawzili nam oni dużo atrakcji, ale o tym pisać chyba nie powinnam. 

Chciałam również z tego miejsca zaapelować do wszystkich mężczyzn w Polsce, a więc apeluję: Drodzy mężczyźni! Nie czujcie się gorsi od południowców! Południowcy może i są szybsi w okazywaniu zainteresowania, ale nie zmienia to faktu, że są niezwykle prymitywni i mocno ubarwiają rzeczywistość! Tak więc moi drodzy bądźcie tylko sobą i nie zmieniajcie imion na imiona boskich mediteranistycznych kochanków, żeby z kimś się umówić! To mówiłam ja Kika. 

Wracając do tej mocno śmiesznej drużyny piłkarskiej to chciałabym naprawdę znaleźć jakiś klub piłkarski w Polsce, który będzie płacił swoim zawodnikom ogromne pieniądze za to, że grają w lidze okręgowej. Jeśli ktokolwiek znajdzie taki klub to proszę o nazwę tej drużyny. 

Generalnie życie w Monte Sant Angelo płynie sobie wolniej niż w Lublinie. Ludzie są ciągle uśmiechnięci i chętni do pomocy (pomijając panie w recepcji, które pozdrawiam ! ) (od Re: nie wszystkie oczywiście, bo większość z nich jest bardzo sympatyczna, niestety są WYJĄTKI).

Nadal ciężko jest mi to pojąć, że jesteśmy tutaj już pięć tygodni i nadal poznajemy to miasto. Mam nadzieję, że będzie to nasze miejsce na ziemi gdzie będziemy wracać ze wspomnieniami i uśmiechem. 

Chciałam jeszcze podziękować naszej Oli za towarzyszenie nam podczas tych pięciu tygodni naszej włoskiej przygody : )

 Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie
Mo  

czwartek, 9 sierpnia 2012

Chwila refleksji w pięknym opactwie

Włosi to w większości naprawdę sympatyczni ludzie. Kolejni stanęli na naszej drodze wczoraj. Nauczycielka, którą poznałyśmy za sprawą siostry Edyty, zgodziła się zostać naszym szoferem i towarzyszyć nam w wycieczce do Pulsano. 

Opactwo położone w malowniczych okolicznościach przyrody zapiera dech w piersiach. Całość terenu skłania do kontemplacji, wyostrza wyobraźnię i niesamowicie działa na zmysły. Cisza i powaga tego miejsca są absolutnie wyjątkowe. Wszechobecne, przepięknie napisane ikony urzekają i stanowią doskonałe uzupełnienie dla skalnego wnętrza świątyni.

Całość najlepiej zobrazują jednak zdjęcia. Nie rozwodząc się więc nadto dorzucam kilka obrazków z tej popołudniowej wyprawy.

Miłego zwiedzania
Renia

Tak, wycieczka do Pulsano jest zdecydowanie godna polecenia wszystkim tym, którzy mają samochód lub lubią dużo spacerować, bowiem nie da się tam niczym dojechać, no chyba, że na osiołku. : ) 

Całe opactwo jest pięknie położone, a tym, co zdecydowanie urzeka, są przepiękne ikony świętego Matusza, świętego Teodora, Chrystusa Pankratora i Maryi z Dzieciątkiem. 

Piękna okolica, piękne ikony, wszechobecny spokój - to wszystko i o wiele więcej można zobaczyć w Pulsano. Bardzo polecam odwiedzenie tego miejsca.

Pozdrawiam serdecznie
Mo