To były niesamowite chwile. Dwa miesiące spędzone na Monte Sant Angelo bez wątpienia zmieniły moje życie. Najlepiej świadczy o tym fakt, że choć w Polsce jestem już od ładnych paru godzin, jakoś nie mogę się odnaleźć. Dawno nie było już tak, że rozumiem wszystko co się do mnie mówi (co gorsza wszyscy rozumieją co ja mówię, choć czasami lepiej było gdy tak nie było [ależ mądre zdanie:D]). Poza tym jest strasznie zimno, nie ma siesty, nie ma pysznego makaronu ani rewelacyjnej kawy… Nie ma mężczyzn w obcisłych, jaskrawych spodniach i innych tego typu atrakcji…
A więc wracając, to był niesamowity wyjazd. Nauczył mnie zupełnie innego patrzenia na świat i ludzi. Doceniania przyjaźni, szczególnie tych, które warte są doceniania. Otwartości, bo nie ma chyba narodu bardziej otwartego niż Włosi. Podniósł moje poczucie wartości i pokazał, że mimo wielkich przeciwności, wbrew wszystkim i wszystkiemu, jeśli tylko się chce, można osiągnąć nawet najbardziej wygórowane cele. Utwierdził mnie w tym, że moje plany na przyszłość mają sens i dał ogromną ilość satysfakcji. Pozwolił nawiązać nowe znajomości, z których część ma spore szanse, by przerodzić się w prawdziwe przyjaźnie. Było fantastycznie i mam ogromną nadzieję, że wcześniej niż później, w blasku chwały powrócę na Monte.
Dla wszystkich, którzy wahają się czy południowa część Włoch jest miejscem, które warto odwiedzić podpowiadam – JEST. To przepiękna, klimatyczna okolica. Dorzucę jednak jedną, bardzo osobistą radę. Nie polecam wyjazdu do takich miejsc z biurami podróży. Proponuję spakować walizkę w samochód i wyruszać w świat. Własny pojazd znacznie umożliwi przemieszczanie się po tych, niestety nienajlepiej skomunikowanych terenach i jednocześnie w żaden sposób nie będzie się ograniczonym, czy to jeśli chodzi o czas czy o trasę. Tylko dzięki takiemu podróżowaniu można poczuć urok leniwych włoskich miasteczek, poznać prawdziwą włoską naturę. Jedynie wówczas można po powrocie powiedzieć, że zobaczyło się jakieś miejsce tak naprawdę, odkryło je dogłębnie i na własnej skórze poczuło jego urok.
Tymczasem ściskam powracając do szarej rzeczywistości
Baci, Reni
Gdy dostałyśmy się na praktyki studenckie trochę nie mogłam uwierzyć, że nasze marzenia o odbyciu ich wspólnie za granicami naszego kraju się spełnią. Udało się i przez ponad dwa miesiące miałam ten dar i ogromne szczęście być na południu Italii i cieszyć się tym wszystkim, poznawać nową kulturę, chłonąć klimat tego magicznego miejsca i być po prostu sobą.
Plusów tej naszej wyprawy było wiele i nie wiem czy byłabym teraz w stanie je wymienić, ale pewne jest, że tam nauczyłam się pewności siebie, wyzbyłam się kompleksów, tam poznałam cudownych ludzi, którzy mają okazję stać się moimi przyjaciółmi, tam są najlepsze lody na świecie i pizza, tam dosłownie chodzi się z księżycem w butonierce, a doba jest zdecydowanie dłuższa.
Tam nauczyłam się słuchać i słyszeć, tam śmiałam się z wielu rzeczy, a jednocześnie płakałam ze wzruszenia i z bezradności. Tam chodziły owce pod oknem i nie mogłam spać. Tam byłam tylko uśmiechniętą MO. Tam nauczyłam się lubić niedokrwistość złośliwą. Tam nauczyłam się jak wielką moc ma zdanie z piosenki Stachów na Lachy: mamy tylko siebie wielką mamy moc.
Tam każdy powinien przyjechać i uwierzyć, że cuda się zdarzają…. każdego dnia. Dla mnie cudem było to, że mogłam tam polecieć, mogłam być częścią montanarskiej społeczności.
Dziękuję też każdemu kogo w Monte poznałam, a było ich zbyt wielu, aby każdego z osobna wymieniać!
Dziękuję Polakom, których tam na miejscu miałam okazję poznać i oprowadzać po Sanktuarium Świętego Michała Archanioła, a w szczególności Kubie z rodzicami, małżeństwu z Hamburga, małżeństwu, które podróżowało szlakiem Camino de Santiago!
To jedno z tych miejsc, które już na pewno zostanie MOIM miejscem a w zasadzie NASZYM. Bo bez Re i Oli nie byłoby tam mnie… Ja miałam ten dar i szczęście, że przez tak długi czas mogłam przebywać z Nimi, pić wino, śmiać się i nie bać się tego, co tam zastaniemy. Miałam to szczęście i za nie dziękuję. Dziękuję, bo bez WAS jestem NIKIM, a z WAMI mogę WSZYSTKO i teraz wiem to już na pewno. Żadne słowa nie opiszą dokładnie tego jak się czuję i jak szczęśliwa jestem, że mogłam to wszystko przeżyć.
To jedno z tych miejsc, które już na pewno zostanie MOIM miejscem a w zasadzie NASZYM. Bo bez Re i Oli nie byłoby tam mnie… Ja miałam ten dar i szczęście, że przez tak długi czas mogłam przebywać z Nimi, pić wino, śmiać się i nie bać się tego, co tam zastaniemy. Miałam to szczęście i za nie dziękuję. Dziękuję, bo bez WAS jestem NIKIM, a z WAMI mogę WSZYSTKO i teraz wiem to już na pewno. Żadne słowa nie opiszą dokładnie tego jak się czuję i jak szczęśliwa jestem, że mogłam to wszystko przeżyć.
Po prostu : D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę !
Buziaki Mo
0 komentarze:
Prześlij komentarz