To było jedno z najpiękniejszych miejsc, które miałam okazję zobaczyć w życiu. Wszystko dzięki życzliwości małżeństwa pochodzącego z Polski, a mieszkającego aktualnie w Hamburgu, które zaproponowało nam podwózkę do Vieste (mity o tym, że Polacy za granicą są dla siebie mało życzliwi okazały się całkowitym przekłamaniem).
O świcie wyruszyliśmy więc malowniczą trasą wzdłuż parku narodowego i po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Bez większych problemów odnalazłyśmy port i zakupiłyśmy bilety na statek, który zawiózł nas do grot (pani w kasie na słowo „studentki” zdecydowała się obniżyć nam cenę biletu o 3 euro).
Po kwadransie oczekiwania zasiadałyśmy już na swoich miejscach i wyruszałyśmy na morką wyprawę. Skwar słonecznego poranka został bardzo sympatycznie złagodzony przez przyjemnie wiejący wiatr i kropelki morskiej wody, które wdzierały się na pokład. Groty okazały się naprawdę piękne. Kapitan sprawnie wpływał nawet w najwęższe szczeliny, by pokazać nam urok tego miejsca.
Każda ze skał przybierała malowniczy kształt. Niektóre kojarzyły się dość specyficznie. Poza odciśniętą dłonią kapitan wskazał nam między innymi Berlusconiego po liftingu. Następnie zostaliśmy wysadzeni na trzydziestominutowe opalanie na ładnej, kamienistej plaży. W drodze powrotnej łódka osiągnęła zawrotna prędkość, dając ku uciesze pasażerów efekt fontanny, która spryskiwała wodą nasze rozgrzane ciała.
Po trzech godzinach rejsu wyruszyłyśmy na podbój Vieste. Miasto okazało się bardzo urokliwe. Wąskie uliczki prowadziły miedzy białymi murami domków, w której tubylcy chronili się przed uciążliwościami promieni słonecznych. Niestety większość obiektów okazała się zamknięta. Miałyśmy jednak okazję posmakować prawdziwej duszy miasta, zjeść pyszne lody i pizzę, przespacerować się bulwarami i zrobić sesję zdjęciową, która znajduje się poniżej.
Jedynym mankamentem całego wyjazdu okazała się… tragiczna śmierć mojego kapelusza. Silny wiatr zwiał „moje maleństwo” wprost w na skały, na których noga ludzka nie mogła stanąć. Ku chwale mojego ulubieńca ogłaszam minutę ciszy… Dziękuję.
Oby kolejne wyprawy były równie udane jak ta.
Pozdrawiam wszystkich
Renia
Pozdrawiam wszystkich
Renia
Wczoraj miałyśmy okazję pojechać z polskim małżeństwem, które mieszka na stałe w Hamburgu, do Vieste (bardzo serdecznie ich w tym miejscu pozdrawiam). Wyjechaliśmy z Monte Sant Angelo o godzinie 7.30, a w Vieste byliśmy przed 9. Poszłyśmy do portu kupić bilety (12 euro to nie dużo, a widoki są zdecydowanie warte tych pieniędzy). No i o 9 wyruszyłyśmy.
Statek był prawie pełny, ludzie uśmiechnięci i w dobrym humorze. Słońce świeciło pełną parą, woda morska chlapała na wszystkie strony. Z każdą kolejną minutą rejsu byłam przekonana, że ta podróż do Vieste będzie jak najbardziej udana i niezapomniana. Każda grota wywierała na mnie i na moich towarzyszach podróży niesamowite wrażenie.
Po trzech godzinach rejsu wysiadłyśmy w porcie. Upał dawał się we znaki więc ruszyłyśmy ochoczo na zwiedzanie, żeby jak najszybciej skończyć i móc delektować się piękną pogodą. Każdy napotkany kościół okazywał się zamknięty postanowiłyśmy więc pójść do informacji turystycznej żeby dostać jakieś mapy i wiedzieć, co warto jeszcze obejrzeć. W informacji turystycznej na szczęście nie mieli siesty i bardzo miły pan obdarował nas zestawem map i folderów.
Obok informacji turystycznej zauważyłyśmy budkę z lodami więc w ten upał postanowiłyśmy się ochłodzić i spróbować pyszności, które ta lodziarnia oferowała.
Końcowym etapem naszej wyprawy była wizyta w pizzerii gdzie już tradycyjnie zjadłyśmy margherittę. Wracając już do Monte Sant Angelo zatrzymaliśmy się w Forresta Umbra gdzie znajduje się muzeum, wybieg dla saren (karmiłyśmy je ziarnami) i wiele miejsc gdzie można zorganizować piknik, pojeździć rowerem itp. Zdecydowanie polecam Wam Vieste i jego okolice, piękne widoki, piękna pogoda, wspaniałe jedzenie to to, czego na pewno nie zabraknie w tych stronach !
Pozdrawiam Was serdecznie
Mo
0 komentarze:
Prześlij komentarz